Słońce brodzi dostojnie po tafli jeziora,
jakby chciało je przeciąć
rubinowym sztyletem.
Bezpowrotne chwile kołyszą się
na tataraku
jak na zielonych żaglach.
Blady woal
układa szklisty różaniec na rzęsie,
co jeszcze o brzasku była
żywa i piękna.
Dzień oddaje się w ramiona nocy
z dziecięcą rozkoszą.