„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

W mieście zostało sporo ładnych koni, osiołek, trzy kucyki, parę owiec i kóz, i jedna krowa. Zwierzęta tworzyły małe stadka, które wiosną wypuszczał na wolność i obserwował jak przepięknie dziczały, a w listopadzie zaganiał do zagród, czyścił, karmił i poił.

Nauczył się jazdy konnej, tak na oklep, po indiańsku. A swojego ulubionego, wyjątkowo mądrego i spokojnego konia nazwał Cyrus Smith.

* * *

I jeszcze jedno z marzeń dzieciństwa zrealizowane!

* * *

Za pierwszym razem próbował normalnie, samochodem, główną trasą na południe. Na granicy miasta silnik po prostu zgasł, ale nie to było istotne. Duszący piersi strach był najgorszy. Nigdy nie czuł czegoś podobnego. Dziwaczny ból głowy, drętwienie całego ciała, szum w uszach. Wyczołgał się z wozu, zwymiotował krwią i zemdlał w przydrożnym rowie.

Potem kilka razy – pieszo, rowerem po polnych ścieżkach, czy nawet brodząc w rzece – próbował wydostać się poza granice miasta. Z takim samym skutkiem.

* * *

Nigdy nie przeleciał żaden samolot, nigdy. Nocami wypatrywał nikłych światełek sztucznych satelitów. Także zniknęły.

Był tutaj sam. Bez możliwości wyjścia i bez kontaktu z kimkolwiek. I bez żadnej pewności, czy tam – poza miastem – ktokolwiek jest.

* * *

To się chyba nazywało „pawilon”. „Pawilony” robiły tylko dziewczyny, chłopaki co najwyżej podpatrywali gdzie był schowany, odkopywali i złośliwie niszczyli. Dołeczek w ziemi na osiedlowym trawniku, tam pięknie ułożone płatki kwiatów, jakieś trawki i listki, no ładne to miało być po prostu. Taką kompozycję przykrywało się tafelką przezroczystego szkła, przysypywało ziemią i przykrywało trawą. I zapominało. Pewnie niektóre do dziś czekają na odkrycie.

* * *

Rzeka to był wąziutki rdzeń kręgowy miasteczka. Jej płytki, leniwy nurt powodował, że latem prawie całkowicie zarastała wodną roślinnością, pośród której torowały swoje szlaki kaczki, bobry i wydry. Lubił patrzeć na zimorodki, nierzadkie tu teraz. Kolorowy jak papuga niewielki ptaszek siadywał nisko nad wodą na gałęzi nadrzecznego drzewa i czyhał na małe rybki. Był szybki i bezbłędny.

* * *

Latem pływał na Cegielni. Urządził sobie małe kąpielisko, usunął rośliny i dno wysypał piaskiem przywiezionym z jakiejś niedokończonej budowy. Siadywał na palach, które stanowiły resztki dawnego pomostu i gapił się na łabędzie i kotłujące się rybitwy.

CDN…

zdj.: Tomasz Młynarczyk