Siatka szpiegowska (może rosyjska, a może niemiecka), tajniacy, zaufana brygada specjalna, żandarmeria, Urząd Śledczy i nadzwyczajni lotnicy – można powiedzieć, że jest to odlotowa mieszanka jak na jeden retrokryminał.
Kryminał osadzony w Warszawie lat trzydziestych, gdy na młodą samorządność i niepodległość Polski czyhają wielkie zagrożenia. Ktoś morduje wybitnych polskich konstruktorów, a to poza ogromną stratą jest również zagrożeniem dla obronności. Sami lotnicy nie mają lekko: „Od samego początku piloci latają na spadach, latających trumnach, trupach i innych drzwiach od stodoły, są niedoszkoleni i niezdyscyplinowani. Zabijają ich maszyny, błędy dowództwa i ministerstwa oraz własna brawura. A lekiem na całe to zło są piękne słowa i kropidła księży” [s. 105].
Akcja powieści jest zbudowana bardzo dynamicznie, trup ściele się gęsto, ludzie oszukują, zdradzają i stwarzają pozory. Jeden z głównych bohaterów komisarz Kornel Strasburger to postać znana już z poprzednich książek Kalinowskiego – „Pogromca grzeszników” oraz z cyklu „Śmierć frajerom”. Budzi sympatię w czytelniku, zwłaszcza przez swoje zawikłane życie uczuciowe, skłonność do alkoholu, pewną nieporadność. Przyciąga i powoduje, że kibicujemy śledztwu, od którego zależą dalsze losy komisarza i jego brygady. „Beniowski popatrzył na Strasburgera, który nie wydawał mu się już komediantem na rauszu. Było konkretne zadanie, była więc wewnętrzna mobilizacja i energia, znów stał się gliną” [s.107].
Nie jest łatwo dojść prawdy i znaleźć igłę w stogu siana, więc kryminał trzyma przez całą książkę w napięciu. Można się świetnie bawić i oddać nastrojowi lat przedwojennych. Dobry język temu zdecydowanie sprzyja.
Grzegorz Kalinowski, Śledztwo ostatniej szansy, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA, Warszawa 2018