Rozdział 4. Bunt i potem.
20.00 20 dzień miesiąca Konia* roku 221 Ery Pokoju
Odrodzone Królestwo Patronii
Regolonat Kobry
Księstwo Wilka
Miasto Wilczy Dwór
Ma’pugolon spokojnie wmontował ostatnią część swojego pistoletu po czym rzekł do zgromadzonych w dużym pokoju mieszkania Dar’runona swych towarzyszy.
– Rozłamowcy wytrzymali bardzo długo. Dziś najprawdopodobniej jest ostatni termin na wybuch ich buntu. Dziś zebraliśmy również wystarczająco dużo informacji aby móc odbyć poważną rozmowę z właścicielem klubu dla dorosłych „Taniec Śmierci”. To właściwie będzie aresztowanie. Według wszystkich informacji możemy tam spodziewać się poważnego oporu. Dlatego też kazałem wziąć kamizelki kuloodporne. Do klubu udam się ja, Dar’runon i agent Tropiciel. Agentki Dziesiątka i Wróżka oraz agent Biały Kapelusz zostają tutaj aby zabezpieczyć sprzęt na wypadek gdyby lokalne siły policyjne oraz straż więzienna nie mogły sobie poradzić z siłami buntowników. Jeśli doszłoby do rozproszenia sił królewskich to waszym zadaniem będzie się udać do posterunku Wydziału Zabójstw w tej dzielnicy i zabezpieczenie ewakuacji zgromadzonych tam dokumentów. Komisarz Wilczyński wskaże wam których dokumentów pod żadnym pozorem nie wolno wam zniszczyć. Reszta zgodnie z procedurami. Po ewakuacji macie udać się do Mostu Łez jako do następnego punktu ewakuacyjnego. Powtórzę to jeszcze raz choć myślę, że jest to wszystkim dostatecznie jasne. Sytuacja jest ekstremalnie poważne. Nie wiemy jak dużymi siłami dysponuje nasz wróg. Co gorsza już nasza jedna akcja wykazała, że możemy spodziewać się naprawdę ciężkich broni. „Realizacje” o jakich wiem każą się spodziewać nawet broni zakwalifikowanych jeszcze jako „eksperymentalne”. Wróg prawie na pewno dysponuje poważną przewagą siły ognia. My zaś możemy być pewni tylko tego co mamy sami. Rozkazy są jasne. Wytrzymać tak długo jak to jest możliwe. Jeśli uda się nam zgnieść wszystkie tutejsze ogniska buntu mamy się zgłosić Centrali i oczekiwać dalszych dyspozycji. Wiem, że wszyscy macie zdeponowane testamenty. Jak tylko podjedzie wóz szturmowy zaczynamy akcje.
Ili’maja miała już zwrócić uwagę na to, że ona akurat nie ma nigdzie zdeponowanego testamentu, ale już sama myśl o śmierci napełniała ją dziwnym strachem. Uspokoiła się dopiero kiedy ujrzała spokojne oczy Dar’runona, który wstawał aby dokładniej zapiąć kamizelkę kuloodporną. Ili’maja pomogła i korzystając z chwili, że byli blisko szepnęła.
– Uważaj na siebie.
Dar’runon przysunąwszy usta do jej ucha szepną.
– Czyżby…?
Ili’maja odpowiedział.
– Nie wiem czy tak i czy mi wolno.
Dar’runon po dłuższej chwili spędzonej na wkładaniu poszczególnych magazynków do ładownic przymocowanych do przodu kamizelki stwierdził.
– Szczerze ja też nie wiem. Nie wiem czy to jest to. Czuję do ciebie coś niezwykłego i nie umiem tego nazwać.
Kiedy wszyscy już byli gotowi Biały Kapelusz stwierdził.
– No cóż bycie woźnym też ma swoje zalety.
Dar’runon niemal wywarczał.
– Rusz ją ta dopiero testy DNA pozwolą rozpoznać twoje ciało.
Ili’maja stwierdziła.
– Nie martw się paniczu Czerwony. Jestem dużą dziewczynką i umiem dość skutecznie spławić
Kiedy wsiedli do wozu szturmowego Ma’pugolon stwierdził.
– Słuchaj Dar’runonie czy mógłbyś zachowywać się w sposób trochę bardziej zdyscyplinowany.
Dar’runon odrzekł.
– To było jak na tą dzielnicę bardzo zdyscyplinowane podejście. Normalnie ten okularnik miałby już przynajmniej jeden nowy otwór wentylacyjny. Widać, że jego mózg go potrzebuje skoro mówi takie rzeczy przy uzbrojonym mieszkańcu „Bagna”.
Zgromadzeni obok policjanci lekko się uśmiechnęli. Ma’pugolon nie zrażony stwierdził.
– Obawiam się, że podczas tak szybkiej „operacji” doszłoby do poważnych uszkodzeń strukturalnych mózgu, które uniemożliwiłyby korzystanie z ciągle potrzebnych nam zdolności agenta Białego Kapelusza. Na przyszłość. O skierowaniach na jakiekolwiek „operacje” decyduje ja.
Dar’runon odpowiedział trochę bez przekonania.
– Tak jest.
Agent Tropiciel nachyliwszy się do Dar’runona szepnął mu.
– Nie przejmuj się tym. Szef po prostu nigdy nie miał nawet możliwości posiadania dziewczyny.
Dar’runon odpowiedział.
– Nie ma sprawy. Ja też trochę przeszarżowałem.
Dobrze znane ulice wyglądały inaczej obserwowane przez niewielkie i zakratowane okna policyjnego wozu szturmowanego. Posterunkowy Czerwony patrzył po „Czarnych” jacy jechali z nimi. Widać było, że dla wszystkich poza sierżantem to była pierwsza akcja. Sierżant zaś pamiętał jeszcze „krwawe negocjacje” zakończone śmiercią całej drużyny. W końcu sierżant pół-ork i chyba pół-człowiek stwierdził.
– Słuchaj wydaję mi się, że ty byłeś tym młodszym policjantem z Wydziału Zabójstw podczas „krwawych negocjacji”.
Dar’runon odpowiedział.
– Tak.
Sierżant kontynuował.
– Paskudna sprawa. Za długo z nim gadaliśmy. Powinniśmy uderzać od razu… Chociaż z drugiej strony… trudna sprawa. Straciliśmy cały oddział. Mówią, że tamten strzelec zobaczywszy pobojowisko strzelił sobie w głowę i to na oczach wszystkich. Ledwo udało się nam zebrać tych chłopaków. Wiem, że nie powinienem tego mówić, ale muszę cię ostrzec, że nie wiem jak chłopcy się zachowają jak akcja się zacznie. Ostatnio ćwiczyli więcej, ale to mimo wszystko nieopierzeni rekruci.
Jeden z „chłopców” rzekł.
– Panie sierżancie jesteśmy gotowi. Będziemy walczyć. „Krwawe negocjacje” analizowaliśmy chyba z piętnaście razy. Zawinił brak wyszkolenia. Chyba nie przesadzę jeśli powiem, że teraz Mieszko nasz strzelec wyborowy ma więcej godzin spędzonych na strzelnicy niż tamten. Zresztą ta cała agentka Dziesiątka go trochę podszkoliła. Na wszystkich moich przodków zaklinam się ale ona naprawdę dobrze strzela. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Ona przeszła próbę ognia, lodu a nawet robactwa. Jeśli ktoś taki mówi, że Mieszko dobrze strzela to nie ma co gadać. Ponad to każdy z nas pragnie nie tylko zmyć tamtą hańbę. Nie. Każdy z nas pragnie ją zdmuchnąć potężnym strumieniem wody.
W końcu odezwał się Ma’pugolon.
– Dobra panowie. Czas abyście poznali plan. Wiem, że prawdopodobnie ćwiczyliście ostro najbliższy możliwy schemat. Niestety jednej rzeczy nie wiemy. Ilu tak naprawdę będzie wrogów. Prowadzony nasłuch telefoniczny dość jednoznacznie wskazuje, że element zaskoczenia został utracony, więc może się okazać, że ćwiczone schematy nadają się do kosza. Chcę wam jedno powiedzieć. Jesteście patrońskim policjantami. Spadkobiercami żołnierzy i tymi którzy przejęli zgromadzoną przez tysiąclecia wiedzę wojenną. Jestem pewny, że ostatnie dni pokazały wam jak powinno wyglądać wasze życie. To ja wysłałem do was agentkę Dziesiątkę. Widzieliście ją. Kilku nawet z tego co słyszałem próbowało się wdać z nią w bójki. Wiem, że oficjalnie jedziemy aresztować kilka osób. Chcę jednak abyście wiedzieli jedno. Jeśli ktoś będzie chciał was zabić wy macie pełne prawo go zabić. Nie wahajcie się z tego prawa skorzystać. Zaufajcie swojemu wyszkoleniu. Jeśli popełnicie jakiś błąd to osobiście siądę z wami i przeanalizuję wasz błąd. Tak należy pochodzić do błędów. Analizować co poszło nie tak jak powinno i zmieniać swój sposób postępowanie. Tak macie rację żaden z nas nie ma pewności czy wróci z tej akcji żywy. Jednak otrzymaliście najlepsze możliwe wyszkolenie aby zwiększyć swoje szanse na przeżycie. Żadnych głupich szarż. Cały czas starajcie się zachować zimną krew. Nawet jeśli nagle zaatakuje was Krwawy Topór, którego ponoć też zaproszono macie zachować spokój. Powtarzam zachowajcie spokój i ufajcie swojemu wyszkoleniu. Resztą zajmie się wasz sierżant i ja.
Wjeżdżali już na ostatnią prostą kiedy usłyszeli strzały. Sierżant zauważywszy, że został zastrzelony kierowca stwierdził.
– Dobra chłopcy wychodzimy.
„Czarni” nic nie powiedzieli tylko wybiegli z wozu aby rozproszyć się momentalnie w poszukiwaniu dogodnych kryjówek. Ma’pugolon, agent Tropiciel i Dar’runon skupili się za jakąś podmurówką płotu.
Ogólna sytuacja nie wyglądała dobrze. Aby wedrzeć się do samego zaplecza klubu trzeba było przejść przez plac załadunkowy. Tam zaś stało już kilku ochroniarzy uzbrojonych w karabiny automatyczne. Na ulicy zaś stało kilku innych ochroniarzy uzbrojonych w pistolety o przedłużanych lufach i prawdopodobnie lekko zwiększonym kalibrze. Jednego z nich co prawda unieszkodliwił wóz szturmowy, który teraz został już tylko czymś w rodzaju nieruchomej osłony. Nim Dar’runon ze swojej pozycji zdołał się wychylić aby zobaczyć co się dzieje rozległa się strzelanina. Ochroniarze z pistoletami próbowali odpowiedzieć ogniem, ale nie mieli zbytnio okazji gdyż „czarni” wychylali się ze swoich kryjówek tylko na samą chwilę strzału. Jednego z pistoletem załatwił agent Tropiciel, ale dokonał tego tylko dlatego, że ten był po dobrej stronie wozu szturmowego. Pozostałych wykończyli policjanci z Oddziałów Uderzeniowo-Szturmowych Straży Miejskiej. Zaraz podbiegli ochroniarze z karabinami, ale oni też nie mogąc nic wskórać polegli. Sierżant zaraz podbiegł do Ma’pugolona, który tymczasowo przeniósł się za unieruchomiony wóz szturmowy i stwierdził.
– Nieźle nas zaskoczyli, ale początek jest dla nas. Wysłałem Mieszka i jeszcze dwóch chłopaków aby zapewnili nam ewentualne wsparcie ogniowe na wypadek ujawnienia się stanowisk ciężkiej broni.
Ma’pugolon odrzekł.
– Dobra robota sierżancie. Ze szturmem poczekamy jeszcze trochę. Szczerze mówiąc ten dziedziniec to strefa śmierci.
Sierżant powiedział.
– Tak. Mogą otworzyć ogień aż z trzech strony.
Ma’pugolon zapytał.
– Jak straty?
Sierżant odpowiedział.
– Kierowca nie żyje. To cud, że pocisk został w jego czaszce. Trzeba będzie wyjaśnić jednak jak doszło to tego, że ten pocisk w ogóle przebił się przez szybę. Powinna być kuloodporna aż do karabinu wyborowego „sokół”. Przepuściła zaś kulę pistoletową. To trzeba będzie wyjaśnić. Wracając jednak do tematu. Jeden z moich chłopców został niegroźnie draśnięty. Chętnie mimo wszystko ewakuowałbym go. On jednak upiera się, że jest w stanie walczyć.
Ma’pugolon zapytał.
– Gdzie dostał?
Sierżant odpowiedział.
– W policzek trochę przy stawie żuchwowym. Otarcie naskórka. Druga strona zaliczyła dużo poważniejsze straty. Tu leży jeden tam dziesięciu albo jedenastu. Liczyłem trochę pośpiesznie. Co do szturmu na dziedziniec to proponowałbym tak. Mieszko i dwóch moich chłopców zabezpiecza nas z góry. Sześciu chłopaków z tej grupki po naszej stronie ulicy przechodzi pod osłoną wozu szturmowego na prawo i pilnuje lewego zestawu okien a pięciu z grupki po ich stronie ulicy zostaje po lewej stronie ulicy i pilnuje prawego zestawu okien. My jeszcze po jednym z każdej grupki uderzamy na wprost i próbujemy wejść na zaplecze.
Ma’pugolon spojrzawszy na swój zegarek stwierdził.
– Dobra. Nic lepszego nie wymyślimy a trzeba działać. Rozłamowcy mając mocne nerwy, ale tej nocy jest właściwie ich ostatni termin na rozpoczęcie buntu.
„Czarni” sprawnie zajęli pozycje. Dar’runon uchwycił już dźwięk podnoszonej rolety magazynowej. Wszyscy czekali w napięciu na początek kolejnego skoku. Zapadła niewiarygodna cisza. Posterunkowy Czerwony czuł ją właściwie całym ciałem. Świat stawał się niewiarygodnie wyraźny. Adrenalina krążyła w jego krwi w takich ilościach, że nie wiedział czy zwykły pojedynczy wystrzał nie spowoduje u niego głuchoty. Słyszał już pojedyncze oddechy. Czuł pojedyncze zapachy. Zadawało mu się, że wszystko dzieje się jakby było zanurzone nie w smole ale w asfalcie. W końcu wystrzelił pojedynczy pocisk strzelca Mieszka. Zobaczył go. Widział pojedynczą kulę, która powoli leciała przez niebo. Znikła za wozem szturmowym. Po chwili, która zdawała się mu wiecznością usłyszał krzyk. Nie brzmiał on normalnie. Brzmiał raczej jakby nagrano go a potem puszczono najwolniej jak się dało. Po kolejnej chwili przez niebo przespacerowało dziesiątki pocisków najpewniej z ciężkiego karabinu maszynowego. Odgłos wystrzału przypominał jednak bardziej karabin nieautomatyczny. Pociski poszły o wiele za wysoko aby trafić w strzelca wyborowego.
W końcu dało się usłyszeć suchy trzask iglicy, która uderza w pustkę. Sierżant zaraz rzucił się do ataku a za nim ruszyły poszczególne grupy. Dar’runon jednak jeszcze przez chwilę czekał próbując dojść do siebie po tym wszystkim co widział. Jego towarzysze bowiem zdawali się ruszać nienaturalnie wolno. W końcu Dar’runon ruszył. On przynajmniej poruszał się normalnie. Tak przynajmniej to widział. „Czarni” już czyścili z wrogów plac magazynowy. Ciągle zdawali się jednak ruszać nienaturalnie wolno. Dar’runon chciał wystrzelić, ale gdy nacisnął spust ten najnormalniej w świecie stawiał jego palcowi niezwykle duży opór. Po kilku strzałach po prostu ułamał się. Dar’runon rzucił nim w kolejnego przeciwnika. Pistolet leciał jednak tak wolno, że posterunkowy Czerwony zdążył biegnąc dogonić i uderzyć ochroniarza w bok głowy. Zaatakowany nienaturalnie wolno obrócił się i upadł. Głowa gdy padał ułożyła się w nienaturalny sposób. Dar’runon nie miał jednak czasu rozmyślać nad tym. Zaraz chwyciwszy jakiś kawałek drewna ruszył ku kolejnego ochroniarzowi wybierając takiego do którego nie spacerowały żadne pociski. Broń nie wystarczyła mu na długo. Następną była stalowa rurka, która została najwyraźniej zostawiona na wypadek konieczności walki wręcz. Ta wystarczyła na dłużej. Przebijali się cały czas zgodnie z planem. Cień Śmierci coraz bardziej wybijał się do przodu. Jego przeciwnicy widzieli tylko coś w rodzaju rozmytej plamy. W końcu jednak Dar’runon musiał się zatrzymać. Tracił oddech a wszelkie zapasy adrenaliny jakie posiadał jego organizm ulegały wyczerpaniu. W końcu będąc u drzwi szefa klubu dla dorosłych „Taniec Śmierci” usiadł ze zmęczenie. Nie czuł tego wcześniej, ale było mu bardzo gorąco. Zaraz zdjął kamizelkę kuloodporną. Zobaczywszy biurowy automat z wodą nalał sobie do kubka tej zimnej i zaraz wylał sobie na twarz. Woda ku jego zdziwieniu niemal wrząc wyparowała. Zdziwiony tym zaraz wyciągnął otwartą dłoń i na nią zaczął lać zimną wodę. Ta też prawie momentalnie wyparowywała przynosząc mu tylko niewielką ulgę w gorączce. W końcu przyszli pozostali członkowie jego grupy uderzeniowej. Ma’pugolon zapytał go.
– Co z tobą. Wyglądasz dziwnie.
Dar’runon odpowiedział.
– Gorąco mi. Próbuję się schłodzić, ale nic mi nie daje.
Agent Wilk zaraz wydał rozkazy.
– Posterunkowy Czerwony niech zdejmie całą górę i pójdzie z agentem Tropicielem do łazienki. Tam niech włoży głowę po kran z zimną wodą i tam trzyma. Agent Tropiciel niech znajdzie szybko jakieś wiadro i napełni je zimną wodą aby je wylać na plecy posterunkowego Czerwonego. Zabieg powtarzać aż ustąpi to zaczerwienienie.
Zaraz wykonano to wszystko. Lustra w łazience w której to robiono już po kilku minutach pokryły się parą a po kilkunastu następnych trzeba było otworzyć drzwi aby zapewnić wystarczającą wymianę powietrza. Dar’runon w końcu nie wytrzymał i zemdlał.
*/Miesiąc Konia- Patroński odpowiednik kwietnia. Liczy 30 dni