Jesienią 2015 roku Real Madryt grał źle. Styl i przede wszystkim wyniki były dalekie od oczekiwań. Relacje Rafy Beniteza z zawodnikami stawały się coraz gorsze. Nie udźwignął pracy z tym zespołem, choć miał już doświadczenie w prowadzeniu wielkich drużyn w wielkich klubach. Inna sprawa, że trafił do Realu o dekadę za późno, bo od triumfu z Liverpoolem w Lidze Mistrzów bardzo skapcaniał jako trener. Sezon wydawał się stracony, kiedy Florentino Perez zdecydował się na pokerową zagrywkę.
Zatrudnienie klubowej legendy na stanowisku trenera ma już na starcie jedną zaletę – takim ruchem prezes kupuje kibiców. Są oni bowiem grupą bardzo sentymentalną. Nie ma większego bohatera nad ikonę z (nie)dawnych lat. Taki heros, choćby nawet był żółtodziobem, dostaje kredyt zaufania o przedłużonej ważności. A jak jeszcze sobie poradzi, to klękajcie narody!
Całe szkoleniowe doświadczenie Zinedine’a Zidane’a, w momencie obejmowania przezeń Realu, zamykało się na asystenturze u Carlo Ancelottiego i prowadzeniu „dwójki” Los Blancos. Wziął więc Perez na sternika nowicjusza. Socios jednak pamiętali francuskiego wirtuoza z boiska. Zizou był graczem unikatowym. Nie zamierzał jednak jechać na piłkarskich osiągnięciach, zrazu biorąc się za codzienną brudną robotę. Gwiazdy zespołu zjednał sobie natychmiast. Jeden z największych futbolistów w historii musiał na nich zrobić wrażenie. Drużyna zaczęła grać na miarę potencjału, co zaowocowało wygraniem Champions League już w pierwszym sezonie dowodzenia Zidane’a.
Fachowcem pełną gębą stał się Francuz w następnej kampanii. Po pierwsze– w obliczu bardzo dużej liczby meczów – niezwykle umiejętnie rotował składem, bez najmniejszej choćby szkody dla wyników. Po drugie, udało mu się, jako pierwszemu, poskromić ego Cristiano Ronaldo. Portugalczyk zawsze chce grać w każdym meczu, niezależnie od stawki. Zizou sprawił, że jego największa gwiazda bez sprzeciwu odpoczywała, kiedy trener sobie tego życzył. Jaki to przyniosło efekt? A taki, że po trzecie– Real Madryt nie tylko został mistrzem Hiszpanii, ale również, jako pierwszy klub w historii, obronił trofeum Ligi Mistrzów! Ba, rok później ponownie ją wygrał, ale zanim to się stało…
…Królewscy jesienią w trzecim sezonie panowania Zidane’a grali żałośnie. Co prawda, w fazie grupowej LM wszystko poszło zgodnie z planem, ale liga hiszpańska była już w grudniu „pozamiatana” – Barcelona miała 19 (!) punktów przewagi. Trener uspokajał, że forma przyjdzie w odpowiednim momencie, i miał rację. Drużyna przebudziła się na początku pucharowego grania w Europie, eliminowała kolejnych (w każdym przypadku bardzo wymagających) przeciwników i przedłużyła swoje panowanie na kontynencie. Niepowodzenia w kraju zeszły na daleki plan. I wtedy Zinedine Zidane oznajmił, że odchodzi…
Taka decyzja zaskoczyła cały futbolowy świat, ale po otrząśnięciu się z szoku trudno było Zidane’a nie zrozumieć. Chciał odejść, będąc na szczycie, i na własnych warunkach. To za jego sprawą Real przeżywał swój najlepszy okres od czasów wielkiej drużyny z lat pięćdziesiątych. On sam natomiast dołączył do panteonu klubowych legend, jako i piłkarz, i trener. Podobnie jak Johan Cruyff w Barcelonie, czy Carlo Ancelotti w Milanie. Właśnie, Milan.
Pięć lat temu wyleciał z Milanu Massimiliano Allegri, ostatni trener, który osiągnął w tym klubie coś wartościowego. Na jego miejsce władze postanowiły zatrudnić legendę rossonerich Clarence’a Seedorfa. Nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Holender był w chwili nominacji… czynnym piłkarzem. No, ale skoro Don Silvio wzywał… Seedorf postanowił podjąć rękawicę. Milan nie grał źle, tylko wyniku z tego nie było. Drużyna zajęła ósme miejsce, co dla tak wielkiego klubu jest rezultatem zawstydzającym, a trener został zwolniony.
W miejsce Seedorfa przybył jego stary druh z wielkiego Milanu początku XXI wieku, Filippo Inzaghi. Były snajper terminował wcześniej jako trener w ekipach młodzieżowych klubu z San Siro. Również dla niego była to zbyt głęboka woda; wyleciał po sezonie, który drużyna zakończyła na kompromitującym dziesiątym miejscu.
Dzisiaj za wyniki Milanu odpowiada inny przedstawiciel zespołu Ancelottiego (Liga Mistrzów 2003 i 2007), Gennaro Gattuso. Idzie mu lepiej, niż jego kolegom, choć do spełnienia gigantycznych ambicji kibiców wciąż kawał drogi. Póki co Gattuso prowadzi zespół (przy wydatnym udziale naszego Krzysztofa P.) do powrotu na europejskie salony.
Zatem w Madrycie się udało, w Mediolanie (na razie) niekoniecznie. A w Manchesterze?
Jose Mourinho znany był z tego, że porażki brał na klatę. Zawsze pierwszy do przyjmowania ciosów. Inna sprawa, że przez lata tych niepowodzeń wiele nie było. Czas spędzony w Manchesterze United sprawił jednak, że o tym dawnym Mou już nikt nie pamięta. Dzisiaj jest to obraz skłóconego z każdym, nie nadążającego za zmianami trendów w piłce aroganta. Późną jesienią wszyscy mieli już dość sytuacji na Old Trafford: piłkarze snujący się po boisku i trener podważający ich umiejętności. Zmiany były nie tyle wskazane, co konieczne. Radary władz klubu namierzyły sygnał z Norwegii – Morderca O Twarzy Dziecka wraca na pokład.
Chyba nie ma bardziej legendarnego rezerwowego niż Ole Gunnar Solskjaer. Napastnik bezcenny dla Czerwonych Diabłów i Alexa Fergusona. Wielki szkocki trener potrafił wzbudzać w Norwegu poczucie, że jest tak samo ważny, jak zawodnicy wyjściowego składu. Solskjaer odpłacał się przez lata ważnymi golami, w tym najważniejszym – na 2:1 w finale Ligi Mistrzów 1999 roku. Poza tym, o czym niejednokrotnie wspomina, przy Fergusonie nauczył się bardzo dużo jako przyszły szkoleniowiec.
Teraz, po kilku latach zawodzie, został kolejnym następcą sir Alexa. Zaczął imponująco – dotychczas poprowadził Manchester w 18 meczach, z których wygrał 14! W cudacznych okolicznościach wyeliminował Paris Saint Germain w Lidze Mistrzów, dołączył MU do walki o Top4 w Anglii. Przede wszystkim dotarł do piłkarzy, skłóconych z Mourinho. Czerwone Diabły Portugalczyka grały piłkę przedpotopową, nie dało się na to patrzeć. Tymczasem Solskjaer uwolnił podopiecznych, dając im swobodę taktyczną i United momentami przypomina dawną ekipę Fergusona, która grała atrakcyjny dla oka futbol. Zaczął wykorzystywać potencjał zawodników w najbardziej optymalny sposób. Pogba nagle z hamulcowego stał się motorem napędowym, Rashford hasa niczym Ronaldinho (efektowne elastico w jednym meczu), Martial śmiga jak sprinter, a Matić odbiera piłki z regularnością N’Golo Kante. Jak to Ole zrobił? Motywował opowieściami o epickim finale z Camp Nou, ubierając go w wikińską sagę? Nie sądzę. Po prostu pozwolił świetnym przecież piłkarzom grać tak, jak najlepiej potrafią. Bez taktycznych dybów, nakazujących: „przede wszystkim nie stracić!”. Może dwumecz z PSG był tego zaprzeczeniem, bo Manchester United zaprezentował w nim antyfutbol, ale końcowe rozstrzygnięcie wzmocniło tylko budowanie pomnika 20Legend i przypomniało osławiony „Fergie Time”! Solskjaer jest na razie tylko wypożyczony z Molde, ale to tylko formalność. To może być trener na lata.
Jesienią 2018 roku Real Madryt grał źle. Styl i przede wszystkim wyniki były dalekie od oczekiwań. Relacje Julena Lopeteguiego z zawodnikami stawały się coraz gorsze. Nie udźwignął prowadzenia zespołu, który przejął w przedziwnych okolicznościach, zostawiając reprezentację Hiszpanii w przeddzień mundialu. Jako ratownik został zatrudniony były zawodnik Galacticos, prowadzący rezerwy Santiago Solari. Jego Real miał dobre momenty, ale poległ na wszystkich frontach. Sezon jest stracony, więc Florentino Perez poprosił o pomoc Zinedine’a Zidane’a, który wraca do klubu po zaledwie dziewięciu miesiącach. Od razu ma zacząć budowę zespołu, który po wakacjach ma być gotowy na wszystko. Przed Zizou zadanie chyba nawet trudniejsze, niż przed trzema laty. Zapowiada się ciekawie!
Bartłomiej Janowski