Truizmem jest twierdzić, że Kościół przed wojną wyglądał inaczej. Mam na myśli wojnę z covidem… Ale od czegoś trzeba zacząć. Proponowałbym zacząć od zwiększenia zaufania do polityków, zwłaszcza tych, którzy coraz śmielej przebąkują o nadchodzącej nowej rzeczywistości, nowej ekonomii, nowych porządkach. Oni muszą coś wiedzieć – w końcu to oni wszystko to przegłosują w swoim czasie, a teraz być może uczą się swoich nowych ról na pamięć.

Nowa rzeczywistość będzie też wymagała nowej wiary, nowej religijności, nowego Kościoła. Na miejsce skompromitowanego kleru przyjdą nowi, charamzamatyczni głosiciele Jeszcze Lepszej Nowiny. I właśnie do tego piję! Być może już w przyszłym roku okaże się, że ślepota czy paraliż, z których uzdrawiał ludzi Jezus, to były powikłania po rosyjskiej szczepionce a Piłat umywał ręce zwyczajowo dla dezynfekcji. Jakież pole do popisu dla egzegetów. Niczego nie sugeruję…

Co jest może pocieszające w tym wszystkim, to to, że nowy ład dotyczy tylko części ludzkości, tej wybranej przez bogów przebywających na stałe w kosmosie i podróżujących na planetach, jak na statkach kosmicznej floty. Nie po raz pierwszy literatura s-f staje się osnową jakiejś cywilizacji, ale po raz pierwszy dzieje się to na naszych oczach. Tak, że widać z bliska mechanizmy tego procesu. I co? I, powiem szczerze, nie ma na co patrzeć.