Klaus z fochem (subiektywnie)

Słyszysz „Klaus Mitffoch” i myślisz: „Aaa… to ta pierwsza płyta Janerki”. Z kimś tam ją nagrał zapewne. I faktycznie, Lech Janerka napisał teksty i większość muzyki, ale wypada przypomnieć resztę składu: Krzysztof Pociecha (gitara), Wiesław Mrozik (gitara) i Marek Puchała (perkusja). No i gościnnie Wojciech Konikiewicz na pianinie.

Klaus jako zespół zawiązał się w 1979 roku, płyta ukazała się gdzieś na przełomie 84 i 85 roku (historycy nie są zgodni) 🙂 Płyta wyjątkowa pod wieloma względami. W tym składzie i pod tą nazwą – debiutancka i ostatnia zarazem. Łącząca nową falę z punkiem i gdzieś tam chwilami ze ska, bo ponoć punk z reggae nie miesza się nigdzie tak dobrze, jak w Polsce. Płyta zbierająca teksty/przemyślenia Lecha Janerki z kilku lat poprzedzających jej wydanie (z czasów służby wojskowej na przykład).

Płyta uznana swego czasu za najlepszą w XXX-leciu polskiego rocka przez magazyn „Jazz”. No i podstawowy problem jak dla mnie – płyta… nierówna stylistycznie. Trochę jak mix inspiracji twórców osłuchanych z tym, co działo się wtedy na świecie w muzyce, prób (udanych) wyjścia poza schemat, muzycznych fikołków, wręcz żartów, z rzeczami autorskimi, poważniejszymi tekstowo i dojrzalszymi muzycznie. Ale wszystko spinają teksty Lecha Janerki i jego bas. Nie żebym nie doceniał pozostałych muzyków, bo gitary są świetne, czasem genialnie, oszczędnie wysmakowane, jednak ilekroć słucham tej płyty, jak i pozostałych dokonań Janerki, mam wrażenie, że najlepsze nawet linie melodyczne gitar stają się tłem dla linii basu. Dopiero wiolonczela żony na późniejszych płytach będzie w stanie dorównać w znaczeniu i będzie współgrać z basem na równych prawach w budowaniu klimatu.

Ale to co najważniejsze dla mnie w twórczości Janerki to teksty. Ich klimat – ciut mroczny, bo oparty na niejednokrotnie pesymistycznych obserwacjach tego, co wokół. Charakterystyczne dla niego słowotwórstwo i genialna słowami żonglerka. Ich uniwersalność, dzięki której trafiały mnie zwykle prosto w mózg. Po tym albumie będą jeszcze lepsze… Ale to inna historia 🙂

Na płycie kilka hiciorów ponadczasowych. „ŚPIJ ANIELE MÓJ” – groteskowy, rozwrzeszczany, szalony hymn wracających z imprezy później, niż obiecali 🙂 „O GŁOWIE”, „KLAUS MITFOCH”, „EWOLUCJA, REWOLUCJA I JA”, bodaj najmroczniejsze „STRZEŻ SIĘ TYCH MIEJSC” i może mniej popularny, ale tekstowo dla mnie ważny, „DLA TWOJEJ GŁOWY KOMFORT”.

Dla mojej głowy „Klaus Mitffoch” to dopiero pierwszy rozdział ważnej historii, która trwa do dziś 🙂

Przemas