„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

Krzysztof Kieślowski to dla mnie przede wszystkim „Personel”, „Spokój”, „Amator” (najlepszy!) i „Przypadek”, no może jeszcze kilka odcinków „Dekalogu”. Wolę go z okresu sprzed przekombinowanych „Podwójnego życia Weroniki” i „Trzech kolorów”.

Czas to wszystko zweryfikował. A to najlepszy krytyk filmowy.

* * *

Nigdy nie lubił ekscentrycznych zachowań, bo zawsze wydawały mu się zagraniami pod publiczkę. Bo prawdziwych ekscentrycznych ekscentryków było bardzo mało.

Ale teraz, w samotności, bez tej publiczki, lubił czasem, ot, na przykład, skoczyć na bombę do rzeki w ubraniu, kiedy było naprawdę nieznośnie gorąco – a potem schnąć sobie godzinkę, półtorej na trawie z peruką z wodorostów na łysej głowie.

Zimą próbował też morsowania w głębszym miejscu przy małym jazie, ale średnio lubił, kiedy z jajek robiły mu się dwa ziarnka grochu.

* * *

The Beatles. Nie mogę pojąć, w jaki sposób z beatowej grupy grającej fajne piosenki do tańca po dwie minuty każda – w ciągu paru lat zaledwie – zamienili się w zespół, który, wycinając maczetą różne nowe ścieżki w dżungli muzyki popularnej, zostawiał od razu potomnym mistrzowskie, niedościgłe efekty tych eksperymentów. Wszystko im wychodziło… A na dodatek te piękne melodie, te harmonie, te aranże, te wokale! Obezwładniali w tym samym stopniu największych znawców i ciotkę Zielińską.

* * *

To było jak wybuch wulkanu. Taki ogień musiał się jednak szybko wypalić.

* * *

Jego ulubione drzewa – kasztanowce – umierały od plagi szrotówka. Chorować zaczęły już dość dawno temu, jednak teraz przybrało to niepokojące rozmiary. Wkrótce po przekwitnięciu białych kandelabrów na liściach pojawiały się brązowe ślady żerowania larw. W połowie lata liście były już praktycznie zniszczone, brzydkie i zwinięte, a owinięte w kolce owoce z roku na rok coraz mniejsze i słabsze.

Drzewa bohatersko stawały do walki, podejmując – tyleż desperackie co bezsensowne – próby powtórnego zakwitania w październiku. Ale ta wojna była już przegrana.

* * *

Trzmiel wleciał do pokoju przez otwarte okno. Zdezorientowany obijał się o szyby, tracąc siły i uszkadzając skrzydełka. Jedno z okien jest otwarte na oścież, ale on już się chyba poddał i przysiadł na kwiecistym dywanie. Nektaru na nim nie znajdzie, kurz – jak najbardziej.

CDN…

 

 

 

 

 

 

zdj.: Jarosław Matuszewski