Nie wiem czy określenie „święto dyszla” jest stricte radzyńskie (proszę nie-radzyniaków o sygnał w tej sprawie). U nas oznacza środowy jarmark, podobno jeden największych po wschodniej stronie Wisły, którego początki tkwią jeszcze w średniowiecznych przywilejach królewskich dla miasta. Mniejsza o to.

Działacz Chłopskiego Stronnictwa Radykalnego, skrajnie lewicowy były poseł Sejmu rozwiązanego w listopadzie 1927 roku, suspendowany ksiądz katolicki Eugeniusz Okoń, wymyślił, że właśnie środowy jarmark będzie najlepszym miejscem na przedwyborczy wiec polityczny w Radzyniu Podlaskim. Od idei do czynu przeszedł 9 stycznia 1928 roku.

Na zapowiedziane szeroko spotkanie radzyński starosta powiatowy, który zobowiązany był do śledzenia ruchu politycznego na terenie powiatu, wysłał swojego człowieka, by przygotował relację z wiecu. Nie było mu jednak dane wywiązać się z powierzonego zadania.

Chociaż wiec zgromadził około 500 osób, uczestników jarmarku, zaraz po rozpoczęciu mowy przez Okonia tłum wszczął kocią muzykę. Gwizdy i krzyki były tak głośne – relacjonował przedstawiciel starosty – że po kilku minutach prelegent musiał zaprzestać mowy. Nie dość tego, wkrótce – zrazu pojedynczo, ale po chwili już pełną salwą – posypały się w jego kierunku kartofle z chłopskich furmanek, przywiezione na handel. Sytuacja stała się na tyle dla prelegenta groźna, że policja przerwała wiec i rozproszyła tłum. Nieszczęsny Okoń chyłkiem umknął z jarmarku i po krótkiej wizycie w radzyńskim lokalu partii udał się szukać szczęścia w Łukowie.

W relacji dla swych przełożonych w urzędzie wojewódzkim starosta radzyński odnotował:

Z obserwacji widać było, że Okoń wśród zebranych prawie wcale nie miał zwolenników, co w zestawieniu z wiecami urządzanemi przez niego w latach ubiegłych, ukazuje bankructwo jego wpływów na ludność powiatu radzyńskiego.

Przykład jarmarcznego wiecu posła Okonia stał się nauczką dla polityków. Pomimo dużej liczby elektoratu powiatu radzyńskiego gromadzącego się cyklicznie w jednym miejscu, nie słyszy się już o próbach wieców na środowym jarmarku w Radzyniu Podlaskim. Co innego ulotki, swego czasu zrzucane nawet z powietrza przez kandydata, to owszem. Ale żeby osobiście… co to to nie.


Na fot. uczestnicy innego spotkania wyborczego w Radzyniu Podlaskim w 1935 roku („Gazeta Radzyńska” nr 18, 1935).