„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

Dobrze pamiętam powroty z mojej szkoły podstawowej do domu na osiedlu. Normalnie, bez przygód to było piętnaście, góra dwadzieścia minut spokojnego marszu z garbem tornistra na plecach. Ale kiedy udało się złapać – wtedy dość powszechnie tu występującą w naturalnym środowisku – furmankę („Occasio facit furem” – „Trafił mi się facet z furmanką”, jak przecudnie „przetłumaczył” Julian Tuwim), podróż trwała maksymalnie pięć minut.

Były jednak dni, tylko po ulewnym deszczu, kiedyśmy z chłopakami wracali do domu i półtorej godziny. Oznaczaliśmy w charakterystyczny sposób zapałki lub małe gałązki i obserwowali ich wyścig w strudze wody między ulicą i krawężnikiem – od szkoły aż do rzeki. Każdy z nas asystował swojemu „zawodnikowi” drepcząc z boku i pomagał, kiedy ten utknął na jakiejś mieliźnie. Kiedyś przyłapała nas przy tym pani Gienia od fizyki. „Badacie właściwości naczyń połączonych?” – spytała.

Specjalną okazją na ciekawszy niż zazwyczaj powrót do domu były tak zwane solówki. W szkole, wiadomo, bić się raczej nie było można (choć mam w głowie całkiem porządny pojedynek pięściarski, którego byłem naocznym świadkiem jakoś tak w sezonie 1977/1978 w szkolnej szatni koło stołówki; to była walka pomiędzy czołowym szkolnym chuliganem a panem wicedyrektorem: obserwatorzy i sędziowie orzekli remis). Rozpoczęte na szkolnym korytarzu bójki zazwyczaj kończyły się pojedynkiem z udziałem kibiców tuż po lekcjach w parku przy pałacyku Gubernia. Zbieraliśmy się w kręgu kibiców, ciekawi co się stanie. Jeden z bardziej spektakularnych pojedynków, który pamiętam do dzisiaj – Spokojny Macy vs. Kompletnie Zwariowany Aja – zakończył się szybkim zwycięstwem tego pierwszego po celnym kopnięciu czubem pogardzanego, niemodnego lakierka w jaja.

* * *

Nie, nie czekam na to, aż Bóg ukaże mi się w płonącym krzaku i wygłosi orędzie z towarzyszeniem piorunów i grzmotów. Ale jakąś małą, całkiem malutką, wskazówkę, mógłby jednak dać, żebym – choćby mocno mgliście i niedokładnie – zaczął rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi…

* * *

Znalazłem w starym zeszycie:

Musimy sprawdzić się w szarości. Zmierzyć się z nią. Zobaczyć, jak wyglądamy na jej tle, codzienni i powszedni. To szarość wszystko zweryfikuje. To ona, która wymieszała w sobie nasze najgorsze i najlepsze dni, nas osądzi.”

CDN…

Zdj.: Tomasz Młynarczyk