ciąg dalszy rozdziału XXII, w którym Michał znajduje Azeję w jeziorze

-Nie wiem. Była tu wczoraj wieczorem, ale nic nie mówiła, tylko prosiła mnie, żebym ci panie oddała ten list. – I po chwili wyjęła z kieszeni pomiętą kartkę papieru, którą podała Michałowi. Ten zaś nerwowo pochwycił list i zaczął czytać: „Wybacz mi mój najdroższy Michaszku, ale ja nie chcę już żyć. Mam tylko nadzieję, że spotkamy się w niebie. Tylko twoja, Azeja”. Od razu też łzy pojawiły się w jego oczach.

-Topielec na jeziorze – krzyknął kilkunastoletni chłopiec, który biegł do swojego domu, trzymając w rękach kilka złowionych ryb.

-Mój Boże, tylko nie Azeja – rzekł sam do siebie Michał i od razu ruszył w stronę jeziora. Biegł co tchu i cały czas miał nadzieję, że może to ktoś inny. Po kilkudziesięciu sekundach był już na przystani i ciężko oddychając zaczął się rozglądać po jeziorze. Nagle, gdy wodził wzrokiem po tafli jeziora, dostrzegł po prawej stronie unoszącą się w odległości kilkunastu metrów martwą osobę i od razu po ubiorze wiedział, że jest to jego Azeja. – Nie, tylko nie ona. Mój Boże, spraw, żeby to nie była Azeja – mówił sam do siebie i skoczył do wody w stronę topielca. Płynął szybko i nerwowo, tak że po niedługim czasie był już obok ciała swej ukochanej. Następnie pochwycił jej rękę i płynąc z trudem ciągnął ją powili do brzegu. W końcu, gdy poczuł grunt pod nogami, pochwycił ciało ukochanej i położył je na brzegu jeziora. Następnie uklęknął obok niej i zaczął całować jej sine usta i twarz. – Już jestem, już jestem Azejo. – W tym momencie cały zaczął się trząść i położywszy głowę na jej piersiach zaczął wyć z całych sił. Trwał tak w rozpaczy przez kilka minut, aż w końcu podniósł głowę do góry i zaczął nerwowo mówić, tak jakby z kimś rozmawiał. – Panie Boże, czemuś to zrobił, czemu? Przecież ona tak bardzo modliła się do ciebie. Czemuś nie zabrał tego hultaja, tylko ją. Czemu ją. – W tym momencie wściekłość opanowała go bez reszty. – Skoro ją zabrałeś, to zabierz i mnie. – Następnie sięgnął po bagnet, który miał przy sobie.

-Nie! Niech się pan nie zabija, panie Michale! – przemówiła płacząc Helenka, która stała na przystani i obserwowała całe to wydarzenie. Słowa te sprawiły, że Michał spojrzał na Helenkę i opanował na chwilę swoje emocje. – Błagam, niech się pan nie zabija – powtórzyła dziewczynka.

-Nie zabiję się Helenko – rzekł już spokojnie i schował swój bagnecik do pochwy. W tym momencie spojrzał na swoją ukochaną, której zaczął poprawiać włosy, a następnie wziął ciało Azeji i powoli niósł ją do jej domu. Droga była jednak na tyle długa, że co kilkadziesiąt kroków klękał i kładł ciało na ziemi, aby dać odpocząć omdlałym rękom. W końcu po kilku minutach wysiłku i zmęczenia dotarł pod dom Sękowiczów. Następnie stanął w drzwiach domu i wszedł do środka pokoju. Tam zaś uklęknął raz jeszcze i położył ciało ukochanej na podłodze.

-Azejko, Azejko – zaczęła lamentować jej matka, która podniosła się z podłogi i pochyliwszy się nad ciałem córki, płakała wniebogłosy. Michał uznał, że musi wyjść na chwilę przed dom, gdyż zaczęło mu brakować powietrza. Wychodząc z domu zachwiał się na chwilę, po czym zrobiło mu się ciemno przed oczami i upadł. Widząc to jego sługa podbiegł w jego kierunku i zaczął lamentować.

-Panie! Panie, co ci się stało, bo Walenty nie wie o co chodzi. Panie co ci jest? – następnie pobiegł w stronę studni i pochwyciwszy cyber z wodą chlusnął nią na Michała. Ten od razu się ocknął i otworzył oczy.

-Już mi lepiej Walenty.

-Walenty widzi, że już panu jest lepiej – i uśmiechnął się do Michała.

-Przerobisz Walenty tę karetę na karawan.

-Przerobić karetę na karawan? – zapytał zdziwiony sługa.

-Tak, bo teraz potrzebny nam będzie karawan.

-A nie szkoda karety?

-Mnie kareta już potrzebna nie będzie.

-Ale jak ją przerobimy?

-Przerobimy ją Walenty. A jak konie odpoczną, pojedziemy do Wilna po trumnę.

-Znaczy się po trumnę do Wilna.

-Jeszcze dziś tam pojedziemy. Jeszcze dziś – rzekł Michał i wolnym krokiem wszedł do domu Sekowiczów, aby pobyć ze swoja ukochaną.

 

ciąg dalszy za tydzień