Jestem pewien, że Still Bar z powieści Witolda Gadowskiego Smak wojny jest odzwierciedleniem jakiejś rzeczywistej krakowskiej knajpy z lat dziewięćdziesiątych XX wieku.

Już sama nazwa wzbudziła we mnie przyjazne uczucia kojarząc się z dawnym barem Stylowy na lubelskim podzamczu, w którego mile żulerskiej atmosferze przed ponad dekadą członkowie redakcji kwartalnika kulturalnego „Kozirynek” wprawiali się w nastrój przed uroczystością odebrania nagrody Stowarzyszenia Pisarzy Polskich „Niestrudzony dla kultury”. Mieliśmy tam później wrócić, ale że sponsorem wydarzenia był miejscowy Polmos, już się nie udało.

W Radzyniu brakuje mi takiego „Stilla” nie tylko ze względów estetycznych, choć serweta zawieszona nad barem, z haftowaną po babcinemu inskrypcją „Witajcie w naszej uroczej cukierence”, sama w sobie wzbudza zaufanie, ale także (że tak się wyrażę)… ideowych. Oto bowiem:

Na ścianach wisiały portrety generała Franco, Pinocheta, admirała Horthyego, obok nich widniał napis: „Ludzie dobrej roboty”.

Barowa lada była zdezelowana, poplamiona tłuszczem i poznaczona zgaszonymi na niej niedopałkami papierosów. Nad barem wisiała biała milicyjna pałka, ona także opatrzona była stosowną karteczką, tym razem treść była jednak bardziej dosadna i jednoznaczna: „Pała na pedała. […]

Brenner wcisnął się w kąt, usiadł pod wielkim plakatem przedstawiającym twarz znanego, opasłego polityka z wampirzymi, ociekającymi krwią kłami i podpisem „Kvasula”.

W książce jest więcej stylistycznych perełek pasujących do atmosfery Still Baru, takich jak np.:

– Już ci przebaczyli?

– Kto?

– No jak to kto… rodzina.

– Ciotki, wujowie i inni chujowie? Nie… Rodzina jak partia, nigdy nie wybacza.

lub trafne zdanie, które teraz zawsze przypomina mi się podczas coraz liczniejszych, jak w czasach komuny, nasiadówek w pracy:

Zebrania zastępują biurokratom seks, a pochlebstwa ze strony podwładnych są dla nich jak stosunek oralny w bramie.

I to spostrzeżenie starzejącego się człowieka, które coraz bardziej potrafię zrozumieć, że

dopiero po czterdziestce wychodzi szydło z worka. Po czterdziestce każdy ma taką twarz, na jaką zasłużył. Wcześniej to tylko igraszka genów i loteria, która jednemu daje błyszczącą karoserię, a drugiemu, już na starcie, oferuje kiepski lakier.

Zamykałem książkę z poczuciem zadowolenia, że mogłem wreszcie przeczytać coś naprawdę dobrego, zatem zdecydowanie polecam. A potem wyszedłem na miasto szukać namiastki „Stilla”.

_____

Witold Gadowski, Smak wojny, Wydawnictwo Replika, Poznań 2018.