Furtka okazała się być otwarta, więc goście weszli do ogrodu, rozglądając się dookoła.

– Wow! Ależ tu jest cudownie! Mamie bardzo by się tu spodobało, chociaż nasz ogród też jest niczego sobie. – Zachwycał się Kondzio. Tak jakby zupełnie nie zrobiło na nim wrażenia, że jego poprzednie życie przestało istnieć w ciele chłopca.

Zanim weszli na ganek drzwi otworzyła piękna dziewczynka Anielka. Miała platynowe warkocze, wydatne usteczka i rumiane policzki, przy tym oczy czarne jak węgielki. Urodziła się dokładnie czternaście lat temu. Wydawałoby się, że jest wnuczką samego świętego Mikołaja, bo podobieństwo było uderzające.

– Witajcie w Santa City, w rezydencji wielkiego Mike’a. Skąd przybywacie? – Zapytała rozradowana Anielka na widok gości.
– Bądźcie pozdrowieni tubylcy. – Odrzekł Kondzio majestatycznie uginając kopyta.

W tym samym momencie pingwin szurnął skrzydłem w bok renifera i głośno parsknął śmiechem.
– Bądźcie pozdrowieni? Co to ma być, powitanie kółka różańcowego? Myślisz, że jesteś na roratach w kościele? Bądźcie pozdrowieni? Ha, ha, ha, a to dobre, co za mięczak.
– No, co? Nie pamiętasz jak babcia witała nas tak zawsze już od progu domu? – Próbował się wytłumaczyć najwyraźniej zawstydzony Kondzio.
– Nie szkodzi, my w Santa City też używamy takich zwrotów na powitanie. Co was sprowadza do naszej krainy w tak niewdzięczną pogodę?
– Nic. Po prostu najnormalniej w świecie się zgubiliśmy. Wędrujemy już od jakiegoś czasu, sami nie wiemy jak długo, aż dotarliśmy do tej pięknej, jakże bogatej, posiadłości. – Odrzekł biały niedźwiedź.
– My przybywamy z równie pięknej krainy zwanej Polską, która jest otoczona lasami i rzekami, jeziorami i górami. Mamy też polskie morze. Nasz kraj ma bardzo bogatą kulturę i historię, a Wieluń, to jest dopiero magiczna miejscówka! – Przechwalał się swoją wiedzą Kondzio.
– To wszystko ich wina. Byli niegrzeczni dla naszej mamy, więc zmieniła nas w postacie z księgi baśni, którą czytała nam co wieczór i zamknęła nas w niej za karę. – Żalił się Dawid wskazując dziewczynce na swoich braci Tomcia i Dawida.
– My? To ty, marudo biegałeś, co chwilę do mamusi na skargę za każdym razem jak nie chcieliśmy się z tobą bawić, bo wciąż zmieniałeś reguły zabawy, wiecznie niezadowolony. – Kondzio przedrzeźniał Dawida.
– Przegrywać też nie umiesz z honorem! – Przekrzykiwali się bracia.
Mało nie doszło do rękoczynów. Na szczęście w porę, zza drzwi, wychyliła się gosposia Basia, a słysząc kłótnię spytała.
– Wolicie stać na mrozie i się kłócić czy też skorzystacie z gościnności wielkiego Mike’a?
– Jakiego Mike’a? – Zgodnie zapytali bracia
– Jeden, jedyny oryginalny wielki Mike! Znacie większego? – Zdziwiła się gospodyni.
– Prawdę mówiąc nie znamy osobiście żadnego. No, może jednego. Podrzucał prezenty, wyglądał jak wujek Janusz i uciekał przed bladym świtem.
Gospodyni zachichotała, potargała chłopców po głowie i otworzyła drzwi.
– Zapraszam w imieniu jedynego, prawdziwego, ogromnego i starego jak świat Mike’a. – Zażartowała gosposia.
– Baśka! Wszystko żem słyszał. Pamiętaj, że z ciebie też już nie ta sama ryża dzierlatka, co kiedyś hi, hi, hi. – Roześmiał się rubasznie stary grubas stojący tuż za plecami gosposi.
– Chodźcie, ogrzejecie się. – Zachęcił ich Mike wskazując iskrzący kominek, na którym stała piękna pozytywka z porcelanową baletnicą i tuż obok niej, stojący na baczność, ołowiany żołnierzyk, który nie odrywał wzroku od swej ukochanej. Stała też tam kryształowa kula z miniaturowym miasteczkiem, nad którym pieczę trzymał anioł uwięziony w owej kuli. Dawid podszedł do kominka, wziął kulę w dłonie i obrócił do góry i z powrotem. W środku zaczął opadać śnieg, którego płatki były w kształcie maleńkich, białych serduszek. Dawid ponownie przechylił kulę, która niefortunnie wymsknęła mu się z dłoni i upadłaby na podłogę, gdyby nie refleks Mike’a. W ostatniej sekundzie zdołał złapać kulę i odłożyć na przeznaczone jej miejsce na kominku.

– Nie waż się nigdy więcej naruszać mojej gościnności! – Zdenerwował się staruszek.

– Chciałem tylko obejrzeć, przecież nie chciałem zepsuć. Nie rozumiem, o co tyle krzyku skoro nic się nie stało? – Dawid próbował się tłumaczyć.

– To jest jedyna zabawka, jaką dostał w dzieciństwie. Dziadek twierdzi, że jest w niej zamknięta cała magia świąt, że bez kuli święta mogłyby stracić znaczenie – Anielka szepnęła Dawidowi do ucha.
– W takim razie jeszcze raz bardzo przepraszam. – Kajał się Dawid.
– Już dobrze, nie gniewam się już. Musicie wiedzieć, że ta kula ma nie tylko dla mnie wielkie znaczenie, ale i dla wszystkich ludzi na świecie. – Tłumaczył starzec.
Tę dyskusję przerwało głośne burczenie wydostające się z trzewi miśka.
Wiewióra przytargała pięknie pachnącą cynamonem szarlotkę i maślane bułeczki, zaparzyła też herbatę z cytryną i malinowymi konfiturami.
– Proszę częstujcie się, na pewno jesteście głodni. – Zawyrokowała.
– Pewnie, że jesteśmy i to jeszcze jak. Nie mieliśmy nic w pysku nie wiadomo jak długo. – Oblizał się łapczywie niedźwiedź.
Najedli się do syta i ułożyli na wielkim, puszystym i ciepłym dywanie przy kominku. Było tak błogo i przyjemnie, że bracia zdecydowali, iż spędzą tam noc. Mike zasiadł w wielkim, ratanowym fotelu na biegunach i z zaciekawieniem przyglądał się przybyszom.
– A ten żołnierzyk? Czy mogę się nim pobawić? – zapytał Dawid.
– Nie masz dość? – Odburknął Kondzio.
Staruszek ściągnął z kominka żołnierzyka i wręczył go Dawidowi, dołączył też baletnicę, gdyż nie chciał rozdzielać tych dwoje zakochanych.
– Proszę, możesz się pobawić, tylko uważaj na nich. Dość już przeszli.
– Opowiesz nam o tych zabawkach? – Poprosił Tomcio, który uwielbiał wszelkie niezwykłe, przygodowe i wzruszające historie.
– Naturalnie. – Uśmiechnął się staruszek w fotelu.
Otóż, pewnego dnia ołowiany żołnierzyk stał na witrynie sklepowej największego sklepu zabawkowego w świecie. Któregoś popołudnia do sklepu wszedł elegancko ubrany pan w kapeluszu i zapytał sprzedawcy czy ma ołowiane żołnierzyki. Chciał je kupić synkowi na prezent gwiazdkowy. Sprzedawca podał pudełko klientowi. Gdy je otworzył okazało się, że brak jednego żołnierza.
– Czy ma pan tego brakującego? – Zapytał
– Tak, drogi panie. Stoi na wystawie, już przynoszę.

Gdy przyniósł brakującego żołnierzyka okazało się, że jest on uszkodzony. Nie miał bowiem, jednej nogi.
– Ojej, przepraszam łaskawego pana. Nie zauważyłem kiedy się uszkodził. – Zawstydził się sprzedawca.
– Nie szkodzi, jeśli pozostałe są dobre, wezmę wszystkie.
Następnego ranka, kiedy chłopiec rozpakował prezent, aż podskoczył ze szczęścia, a żołnierzyk bez nogi zrobił na nim największe i najlepsze wrażanie. Ustawił go na parapecie, by strzegł innych zabawek. Stojąc tam ujrzał porcelanową baletnicę, w której zakochał się bez pamięci. Co noc, przy świetle księżyca, spoglądali wciąż na siebie, aż pewnego razu z drewnianego pudełka wyskoczył pajac na sprężynie. Wieczko pudełka potrąciło żołnierzyka i wypadł on przez uchylone okno…
W pewnym momencie opowiadania Mike spostrzegł, że goście wraz z Anielką zasnęli na dywanie przy kominku. Dał znać gosposi, aby przyniosła koce. Przykrył przybyszy z Wielunia, a Anielkę zaniósł do jej łóżeczka. Pogasił światła, udał się do gabinetu, gdzie czekał na niego „Biały”, puchacz Jaś, który właśnie dostarczył mu stos zamówień z całego świata.