Gościem sobotniego „Spotkania u Hrabiego” był doktorant Instytutu Historii Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, Damian Sitkiewicz, zajmujący się okupacją niemiecką podczas II wojny światowej.

Adolf Dykow urodził się 10 października 1907 w Okalewie – miejscowości, zamieszkałej przez niemieckich osadników, którzy przybyli na te tereny w XIX w. Był synem Niemca i Ukrainki. Zajmował się stolarką (pomagał mu młodszy brat Johan/ Jan), był uznanym, solidnym rzemieślnikiem. Z racji zawodu był dobrze zorientowany w lokalnym środowisku. Był tłumaczem w Gestapo, później specem od czarnej roboty.

W jego przypadku można mówić o pewnej „narodowej niepewności”. We wrześniu 1939 r. przystępuje – w swoim przekonaniu – do silniejszych struktur.

Poruszał się w pięcioosobowej obstawie złożonej z Ukraińców. Otrzymał mundur, służbowy samochód z karabinem maszynowym. Tworzył siatki informatorów, często wyjeżdżał w teren, przygotowując akcje terroru na ludności i partyzantów.

Królestwo w Parczewie

Prowadził też życie agenturalne poza ziemią radzyńską. Parczew był jego „księstwem”. Żydzi z getta musieli płacić mu pieniądze (miał tam swojego agenta, Śpiewaka -członka Judenratu), żył z całego miasta. Libacje, spotkania z agentami odbywały się  w restauracji przy ul. Kościelnej, prowadzonej przez volksdeutchkę, Janinę Odrzygóźdź. Wizyty w Parczewie to grabieże, libacje i ciągła zabawa.

Zamach

Od 1942 r. AK próbowała go zabić. Było kilka prób zamachu. Zaczęto śledzić każdy jego ruch. Chciano także akcją zbrojną sprowokować go i ściągnąć  w przygotowaną zasadzkę.

W drugiej połowie 1943 blisko 60 osób należało już do Kedywu, zwiększyła się liczba zaangażowanych w zamach ludzi.

Dykow wiedział, że szykowany jest na niego zamach, często zmieniał trasy. Często uczęszczaną przez niego była szosa Radzyń-Wisznice.

W dniu śmierci przypadkowo odesłał obstawę.

Jeden z uczestników spotkania przypomniał okoliczności pamiętnego dnia – Dykow zamówił kaczkę w Bezwoli. Wieść przyniósł młody chłopak, który pobiegł do knajpy w Wohyniu z wieścią, że  niedługo”będzie tu jechał Dykow”. Przez błyskawiczny system łączności AK akcja udała się. Jej epilogiem był szereg represji, jakie spadły na uczestników-organizatorów pułapki.

W archiwach zachowały się donosy radzyniaków do Dykowa. Tego ostatniego można określić jako nadgorliwca. Plutonowy dorobił się legendy szefa radzyńskiego Gestapo.

W czasie pytań i dyskusji, prelegent uzyskał dodatkowe cenne informacje – nieznaną fotografię Dykowa oraz spisane wspomnienia pojmanego przez „kata Podlasia” radzyniaka.

Książkę można nabyć w księgarni Zaborek oraz w radzyńskim oddziale Archiwum Państwowego.

Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji Pawła Żochowskiego.