Futbolowe wakacje już dawno minęły. Wraz z finiszem kalendarzowych skończyła się polska przygoda w Europie…

Zauważyłem u siebie niebezpieczną „przypadłość” – mianowicie przyzwyczaiłem się do tego. Zanim poważne zespoły wystartują, nas już w pucharach nie ma. Odpadamy nie tylko z lepszymi lub równorzędnymi przeciwnikami, ale nawet z teoretycznie słabszymi. No bo tak – Cracovia została wyeliminowana przez słowackiego rywala, w tej parze trudno było wskazać faworyta. Lechia odpadła w dwumeczu z wyżej notowanym zespołem, choć okazał się on wkrótce „papierowym tygrysem”. Piast natomiast dokonał rzadkiej sztuki, najpierw przegrywając batalię z zaprawionym w pucharach przeciwnikiem, mimo kontrolowania gry w obydwu meczach. Można to było zrzucić na karb braku doświadczenia. Kiedy jednak za chwilę otrzymał szansę rehabilitacji, we frajerski sposób odpadł w rywalizacji, którą powinien rozstrzygnąć już w pierwszym spotkaniu u siebie. Tracąc dwa sprokurowane przez siebie gole, mistrzowie Polski podali słabym gościom tlen, a w rewanżu zaprezentowali się żałośnie.

Jedynym polskim zespołem, który wyeliminował jakiegokolwiek przeciwnika, była Legia. Początek pucharowej drogi Wojskowych to dwumecze z kelnerami, które bynajmniej nie były spacerkami. Legia nie potrafiła wygrać wyjazdowych meczów ani w Gibraltarze (!!!), ani w Finlandii, prezentując się w nich tragicznie. Spotkania u siebie, wprawdzie wygrane, także wyglądały tak, że oczy bolały. Głównie dlatego pojawiły się obawy przed rywalizacją z greckim przeciwnikiem w kolejnej rundzie. Reprezentant lepszej niż Ekstraklasa ligi miał zakończyć przygodę Legii w Europie. Na szczęście wicemistrzowie Polski zdążyli przedtem nieco poprawić swoją grę, co pozwoliło im kontrolować (zwłaszcza na wyjeździe) dwumecz ze słabszym,  niż się początkowo wydawało przeciwnikiem. Tak czy inaczej – powiało optymizmem.

Po kilku latach na peryferiach futbolowego świata (wielki kryzys finansowy), na swoje miejsce wraca powoli Glasgow Rangers (obecnie Rangers FC). Klub-legenda, wielokrotny mistrz Szkocji, z Pucharem Zdobywców Pucharów na koncie. To była ostatnia przeszkoda Legii w drodze do fazy grupowej Ligi Europy. Wojskowi jej nie przeskoczyli. Rangersi byli faworytem, ale na pewno nie murowanym, co potwierdził pierwszy mecz, do którego wygrania niestety zabrakło Legii i jej trenerowi odwagi. Zgodnie z przewidywaniami, Szkoci w rewanżu – u siebie – zagrali zdecydowanie lepiej. Gol w doliczonym czasie był tego konsekwencją. Mimo niedosytu, który można było poczuć po pierwszym meczu, Legia odpadła zasłużenie. To trzeci sezon z rzędu, kiedy nie istniejemy w Europie…

Zostawmy to jednak – czas na reprezentację. Przed nami trzeci z pięciu dwumeczowych bloków w eliminacjach Euro 2020. Co wiemy dotychczas? Wygląda na to, że kadra nie ma z kim przegrać awansu. Podchodząc do spotkań z odpowiednim zaangażowaniem, Polska tą grupę po prostu wygra. Od kilku lat jest to bowiem drużyna bezawaryjna. Nie licząc rosyjskiego mundialu, reprezentacja jest przewidywalna – w pozytywnym sensie. Co nas czeka? W piątek wyjazd do Słowenii, w poniedziałek domowy rewanż z Austrią. W składzie nie ma niespodzianek, bo trudno nazwać nimi tradycyjne już zaproszenie na zgrupowanie przedstawicieli młodzieżówki. Wśród absencji również nic zaskakującego, gdyż ciężko określić w ten sposób brak Przemysława Frankowskiego, zważywszy na obiekcje selekcjonera w stronę przynależności klubowej zawodnika. Nie ma także Arka Milika, ale tu przyczyną jest kontuzja. Zatem, jak zagramy?

Wydaje się, że to optymalne ustawienie, ale Jerzy Brzęczek może zdecydować się grać jednym napastnikiem, co zmieni rolę Zielińskiego, a także otworzy drzwi do wyjściowego składu (prawdopodobnie) Błaszczykowskiemu.

Co u przeciwników? Słoweńcy najlepszy czas mają dawno za sobą (pierwsza dekada XXI wieku). To zespół dwóch gwiazd – Jana Oblaka, który od kilku lat jest w ścisłej czołówce bramkarzy, oraz Josipa Ilicicia, finezyjnego kreatora, z różnych przyczyn niespełnionego. Na pewno się przed nami nie położą, zwłaszcza, że chcą włączyć się do walki o bezpośredni awans (uzyskają go dwie pierwsze drużyny). O Austriakach szerzej już pisałem; zwraca uwagę obecność w ich kadrze trzech bramkarzy, którzy w komplecie czekają na debiut. Mimo początkowego zrywu Izraela wydaje się, że to Austria jest naszym najpoważniejszym przeciwnikiem.

Cele? Sześć punktów, a dodatkowo próba podtrzymania czystego konta w eliminacjach.