„Żyje się tak, jak się śni – w pojedynkę.”
Joseph Conrad „Jądro ciemności”

* * *

Przez pierwszych kilkanaście tygodni absolutnie nie brał pod uwagę tego, że został tu sam. Był pewien, że wcześniej czy później kogoś spotka i ten ktoś będzie wiedział, co się stało. Ileż razy biegł już i krzyczał w stronę ludzkiej postaci – i okazywało się, że to był realistycznie skonstruowany strach na wróble albo ubranie wiszące na sznurku.

* * *

Cipa! Cipuchna!

* * *

Trzymał kilka kurek i koguta. Nawoływał je z rana, posypywał ziarno niczym panatadeuszowa Zosia albo Maciek nad Maćkami i podśpiewywał pod nosem słynną pieśń „Jeden kogut, siedem kur…”.

* * *

W tej sytuacji w jakiej się znalazł nie było innego wyjścia: był trochę rolnikiem – hodowcą, a trochę zbieraczem. Kaszy, ryżu, mąki i przypraw było pod dostatkiem w sklepach. Musiał tylko pilnować, żeby nie zalęgło się tam jakieś robactwo.

Owoców nie brakowało w przydomowych ogródkach i małych sadach. Po kilku latach zorganizował sobie własny ogród warzywny, bo już nie dało się niczego zbierać na działkach. A co to za życie bez ziemniaków, ogórków, pomidorów i kapusty… Robił nawet przetwory na zimę i sam się sobie z tego powodu trochę dziwił.

* * *

Co jakiś czas sprawdzał wszystkie zakresy fal radiowych. Nie było nawet zwyczajowego szumu. Nic. Cisza.

* * *

Starej mirabelki na osiedlu już dawno nie ma. To był wierny kibic, świadek pierwszych bramek i randek. Miała wtedy bodaj siedem grubych konarów. Wiosną pięknie kwitła na biało. To było naprawdę kultowe drzewo, pozostałość księżowskiego sadu. To pod nią, kiedy tylko marcowe słońce roztopiło zimowy śnieg i lód, zostawiało się kurtki i tornistry przed wyjściem na asfaltowe boisko na arcyważne klasowe mecze z VI a. Latem godzinami siedzieliśmy na jej gałęziach i wyjadali zielone jeszcze owoce z miękką pestką.

* * *

Czasami, kiedy już chandra nie dawała żyć, urządzał sobie seanse filmowe. Jego kolekcja DVD była niemała. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że, na wzór inżyniera Mamonia, najbardziej lubił filmy, które już znał. Pewnie to była oznaka skapcanienia, ale – z drugiej strony – wiele razy dawał szanse przeróżnym nowościom i wiele razy się na tym zawodził.

Zawsze, ale to zawsze, humor poprawiały mu na przykład dwie stare i z lekka głupawe komedie: „Człowiek, który wiedział za mało” z Billem Murrayem i „Midnight Run” z Robertem De Niro i Charlesem Grodinem. Było w nich coś uroczo oldskulowego. Z polskich filmów absolutnie niezawodne w takich okolicznościach były pierwszy „Vabank”, „Wielka majówka” i „Girl Guide”. „Miś” i „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” były już niestety zajechane na amen.

CDN…

zdj.: Tomasz Młynarczyk